HostelBookers

Sunday, May 13, 2007

Zrezygnowalismy jednak z wyjazdu do Peru. Po wczorajszej wycieczce musimy nieco odpoczac, bo dzis o 18 wyjezdzamy do Copiapo, jakies 1000km na poludnie. Takze znowu czeka nas podroz przez piekna Atacame :) Czas nas goni bo juz w przyszly poniedzialek musimy byc w Puerto Montt by wejsc na poklad statku, ktory nas zabierze w 4 dniowy rejs do Patagonii. Teraz o wycieczce do Parku Narodowego Lauca. Wczoraj rano o 7 wyruszylismy busem w gory. Razem z nami przewodnik, dwie Niemki i grupa hiszpanskojezycznych osob. Przewodnik duzo opowiadal, ale wylacznie po swojemu, takze rozumielismy piate przez osiemdziesiate. Arica zima przewaznie tonie w morskiej mgle, takze balismy sie ze niewiele zobaczymy, ale im wyzej wjezdzalismy tym bardziej mgla sie przerzedzala i wychodzilo slonce. Zaczely sie stopniowo pojawiac strumyki, pozniej kaktusy, az wreszczie piekne zielone laki. Gdy wyjechalismy na gorska rownine na lakach pojawily sie alpaki, lamy, guanaco, vicune i takie smieszne kroliki, ktore maja ogony jak lisy :) Wszedzie zielono, od czasu do czasu jakas solanka, jeziorka, a w tle blisko siedmiotysieczne wulkany pokryte sniegiem. Krajobrazy jak z bajki. Wszystko cacy, ale do chwili gdy wyszlismy z pojazdu na maly spacer i okazalo sie ze jestesmy na wysokosci 4.5 tys mnpm. Momentalnie zrobilo nam sie slabo, nogi jak z waty, zawroty glowy etc. Musielismy sobie troche posiedziec, aby dojsc do siebie. Gdy wsiedlismy do busu, od razu zasnelismy. Nie dalo sie powstrzymac. Obudzilismy sie dopiero nieco nizej aby pospacerowac troche po pueblo. Normalnie panie Indianki biegaly w kapeluszach i smiesznych storojach. Naturalnie starsze bez zebow :) Wycieczka byla z wyzywieniem- na sniadanie tradycyjnie tutaj zymla z kejza i do tego, o dziwo zamiast koli, herbatka z lisci koki, calkiem dobra, choc kopa nie daje :) Na kolacje Olusia wziela kurczaka a Bartosz mieso z alpaki. Wiele lepsze niz z kangura. W drodze powrotnej podziwialismy gwiazdy. Chile slynnie z przejrzystego nieba i nawet Polska ma tu swoje obserwatorium astronomiczne. Okolo 21 bylismy z powrotem. Ola ciagle z bolem glowy poszla spac a Bartosz na grilla i pisco z gospodarzem hostelu i z goscmi ze Szwecji i USA :) A dzis znowu autobus. Powoli nam sie tylki odksztalcaja od tego siedzenia.

1 comment:

Anonymous said...

Piekne, czadowe zdjecia! Niesamowity klimat! Kasia pyta, czy te biale stwory nie gryza, czy sie nie baliscie?
Teraz trudno bedzie pobic Wasz rekord wysokosciowy. A to przeca jeszcze nie koniec, co?
Bartosz, jak Ci smakowala zymla z kyjza? A moze sprobujecie podarowac Arice borokom z Boliwii??
Pozdro!! K&M&I&?