HostelBookers

Friday, January 13, 2012

Attersee


Nie trzeba jechać zawsze daleko aby przeżyć fantastyczne wakacje. Teraz gdy za oknem zima i za trzy tygodnie wyjeżdzam w austriackie Alpy na deskę z chęcią wracam wspomnienami do ostatniego lata, którego końcówkę także spędziliśmy w Austrii, nad malownicznym jeziorem Attersee. Tutaj więcej o wakacjach nad jeziorem w Austrii. Kilka godzin jazdy od Polski, niedaleko pięknego miasta Salzburg, znajdziecie krainę apeljskich jezior. Woda w nich jest krystalicznie czysta i nawet nie tak bardzo zimna. Jezioro Attersee jest moim zdaniem najładniejsze z nich. Otaczają je ze wszystkich stron góry, a świetne drogi wokół jeziora przyciągają nad jego brzegi amatorów kolarstwa. Nad jeziorem znajduje się kilka ślicznych, małych, starych i malowniczych miasteczek, gdzie możecie mile spędzić popołudnie racząc się kotletem i zimnym piwem. Jezioro z kolei to atrakcja dla miłośników żeglarstwa, paddleboardu, pływania i nurkowania. Jest tutaj wszystko to czego potrzebują dobre tanie wakacje. Ale niech Wam tam nie jedzie zbyt wielu, bo dodatkowym plusem jest to, że tłoku tutaj nie ma takiego jak na polskich, bałtyckich plażach :)

Samsung Galaxy już od 1 zł

Friday, May 21, 2010

Tydzień w Nowym Jorku

Ciepły i słoneczny początek października to wymarzone warunki na zwiedzanie stolicy świata. Dobra pogoda utrzymywała się prawie przez cały tydzień, tylko już pod koniec pobytu nieco pokropiło. Ale wtedy nie miało już to większego znaczenie, gdyż i tak nie mieliśmy siły ruszać się dalej od hotelu niż kilkaset metrów. W tym czasie i tak głównie chodziliśmy do domu towarowego Macy's. Poprzedzające dnie to spacery wzdłuż i wszerz Manhatanu. Wycieczki piętrowym po Manhatanie i Brooklynie, zwiedzanie muzeów, Empire State Building no i zakupy ponad wszystko. Jeden cały dzień poświęciliśmy wyłącznie zakupom - pojechaliśmy za miasto do miasteczka zakupów. Dzięki temu puste torby z jakimi przylecieliśmy zapełniły się po brzegi.

Thursday, December 03, 2009

Lilehammer - Wielkanoc w Norwegii


W tym roku postanowiliśmy inaczej spędzić święta wielkanocne i wybraliśmy się do Lilehammer w Norwegii aby pojezdżić na desce. Pomimo tego że święta w tym roku wypadały późno w Norwegii jeszcze można było znaleźć trochę śniegu. Mokrego, ale zawsze śniegu. Pogoda nie dopisała, gdyż było dość szaro i ponuro, ale nie zepsuło nam to pobytu, który był jednym z najbardziej relaksujacych w historii świata. Rano obfite śniadanie składajace się głównie ze śledzi i jajek na twardo, później jezdzenie z przyzwoitymi przerwami na odpoczynek. Powrót do hotelu, posiłek, spacer, i wieczorny relaks przy dobrej norweskiej TV. Narty w Norwegii to trochę jak wyjazd w polskie Beskidy. Góry niewywsokie choć łagoniejsze, porośnięte lasem. Różnica jest taka, że ludzi znacznie mniej. Na pewno kiedyś to powtórzymy. Polecamy.

Saturday, September 27, 2008

Kuba, Hawana


Minął już rok od czasu gdy wróciliśmy z podróży dookoła świata. Wróciła szara codzienność - dom, praca i od czasu do czasu wakacje. W tym roku była Kuba. Spędziliśmy tam miły tydzień i szczęśliwie udało się nam uniknąć huraganów. Na lewo rzut oka na Hawanę z dachu hotelu, w którym mieszkaliśmy. Stare miasto, a za nim ocean.

Monday, July 30, 2007

Brazylia, Slub w Rio de Janeiro

Pozdroz skonczona. Od tygodnia juz jestesmy w Polsce i bylismy tak zajeci odpoczywaniem, ze nie bylo czasu napisac ostatniego posta. Dopiero wiec dzis. Ostatnie chwile w Brazyli byly dosc mile. Przede wszystkim, dwa dni przed wylotem, w czwartek, wsiedlsmy w metro i pojechalismy trzy stacje do dzielnicy Botafogo, gdzie znajduje sie polski konsulat. Wjechalismy na 9 pietro do ladnego i obszernego biura. Tam juz czekal pan wicekonsul z pania Otylia. Pozniej dolaczyla pani Jadwiga i moglismy rozpoczac uroczystosc. Po 5 minutach bylismy juz mezem i zona :) Potem po szampanie, troche plotek i wizyta w polskim kosciele na Botafogo. Dalej metrem do hostelu na uroczysta kolacje, na balkonie. Wesele nie bylo huczne, gdyz nastepnego dnia z samego rana wyjezdzalismy na mini podroz poslubna. Wreszcie nad Rio wyszlo slonce i temperatura przekroczyla 25 stopni, takze wymarzona pogoda na uczczenie slubu. Podroz krotka ale piekna - paro godzinny rejs statkiem po tropikalnych wyspach, polozonych jakieś 100 km od Rio de Janeiro. Lezelismy na pokladzie, sluchalismy muzyki obzerajac sie owocami, pozniej kapiel, relaks na plazy i wielkie obzarstwo na lunch. To byl chyba najprzyjemniejszy dzien w Brazylii. Pakowanie nie bylo nawet takie straszne, gdyz nie bardzo sie nawet rozpakowalisy po przyjezdzie do Rio. Biegalismy glownie w koszulkach i japonkach. Sobota poludnie wylot z Rio przez Sao Paulo do Londynu i polroczna podroz sie skonczyla. Bylo mistrz, ale cieszylismy sie z powrotu do domu. Raczej nie zdecydowalibysmy sie po raz kolejny na tak dlugi wyjazd, ale z pewnoscia bylo warto. Jeden raz takiej przygody wystarczy. Na pewno teraz bedziemy starac sie podrozowac wiecej, bo bardzo wciaga i z pewnoscia bedziemy chcieli wrocic do tych krajow w ktorych bylismy. Szczegolnie do RPA, Argentyny i Australii zeby ponurkowac. Ale to za jakis czas, na razie trzeba wrocic do pracy, by zarobic cos aby moc wydawac :(

Wednesday, July 18, 2007

Corcovado, Widoki Rio de Janeiro

No i nareszcie kilka widokow na Rio. Wczoraj po poludniu pojechalismy na 4 godzinna wycieczke po miescie i wjechalismy pod Corcovado. Bardzo udana wycieczka, bo zobaczylismy troche inne Rio, calkiem ladne. Przejezdzalismy tez przez jedna fawele wiec doswiadczylismy wszystkiego. Teraz o tym co na zdjeciach. To z ciemnymi chmurami zrobilismy z okien autobusu. Tak wyglada okolica jakies 100 km przed Rio gdy jedzie sie z Sao Paulo. Sao Paulo jest polozone znacznie wyzej niz Rio, ale nie ma sie o tym pojecia dopoki nie dojedzie sie wlasnie do tego zdjecia. Nagle pojawia sie przepasc i zjezdza sie serpentynami w dol. Reszta zdjec to juz Rio. Kapiel na Copacabanie. Tego dnia fale byly juz znacznie mniejsze niz wczesniej. Widok na Corcovado z plazy na Copacabanie. Dalej zdjecia zrobione z gory Corcovado. Niestety sa tez na nich inne osoby, ale trudno jest sobie zrobic zdjecie bez tlumow, ktore tam sie plataja. Za nami widac centrum Rio i dzielnice Botafogo, Flamengo i kilka innych. Ta gorka to tzw Pan Azuçar, czy jakos podobnie, dalej zatoka, a po jej drugiej stronie dalej miasto. Brzegi zatoki laczy most ktorego tu nie widac. Najdluzszy jaki widzielismy. Po prawej stronie widac juz ocean i za tymi zielonymi gorkami jest Copacabana, na ktorej mieszkamy. Teraz zdjecie z Ola. W tle jeziorko i Ipanema i Leblon. Najlepsze i najladniejsze plaze w Rio i ogolnie drozsza okolica niz Copacabana. Zaraz na lewo od Ipanemy jest Copa, ale tego na tym zdjeciu nie widac. Jedyne co nas slabi to pogoda. Wczoraj wieczorem znowu lalo jak z cebra, a dzis od rana szaro i buro. Ma sie poprawiac od jutra, ale 30 stopni ma byc dopiero w sobote gdy wylatujemy do Londynu przez Sao Paulo. Na piatek zapowiadaja 28 i slonce wiec spadamy z Rio na calodniowa wycieczke na pobliskie wysepki, gdzie mamy zamiar uzyc naszego sprzetu do snorklowania, ktory kupilismy na nasza pierwsza australijska plaze :)

Friday, July 13, 2007

Sao Paulo - Brazylia

Do Sao Paulo przyjezdza sie na zakupy lub pobawic sie w klubach. Zeby isc do klubu trzeba sie ubrac, a zeby sie ubrac trzeba isc na zakupy. Jako ze to juz koniec naszej podrozy, to i koniec pieniedzy, takze nie bylo sensu dlugo siedziec w Sao Paulo. Spedzilismy tam tylko jedna noc, a z atrakcji to poszlismy na wieczorny spacer. O dziwo miasto nam sie podobalo, bo spodziewalismy sie czegos gorszego. Sao Paulo to chyba trzecie co do wielkosci miasto na swiecie i jest rzeczywiscie ogroooomne - 17 milonow ludzi. Nawet z okna samolotu ciagnie sie od horyzontu do horyzontu. Polozone jest w gorzystej okolicy, otoczone lasami i jeziorami. No ladnie. Podobnie wyglada droga z Sao Paulo do Rio, ktora przejechalismy w 6 godzin autobusem. Samo Rio, przy wjezdzie do miasta zaszokowalo nas. Przedmiescia Sao Paulo sa calkiem ok, natomiast Rio to slumsy, ktore ciagna sie kilometrami. Tragiczny to widok. Male ceglane domki, ktore stoja ciasno, jeden na drugim. Waskie, ciemne uliczki a miedzy stosy smieci. Centrum Rio tez nie lepsze. Na szczescie Copacabana i Ipanema, to dwie dzielnice na jakich bylismy, wygladaja juz calkiem ok, choc tuz za nimi sa kolejne fawele i ich mieszkancy lubia sobie urzadzac wycieczki na dzielnice. Na szczescie policji jest dosc duzo, a my unikamy ciemnych zaulkow i nie nosimy nic wartoscioego ze soba. Poza tym dzis zaczyna sie cos w rodzaju igrzysk olimpijskich dla Ameryk i policji jest jeszcze wiecej. BTW, w Ameryce maja swoj wlasny ogien olimpijski, ktory plonie gdzies w Meksyku, w jakiejs swiatymi Majow. Widzielismy to w TV kiedys, przesmiesznie to wyglada :) Co wiecej o Rio. Jesli chodzi o polozenie to zepchnelo Kapsztad z pierwszego miejsca w klasyfikacji na najladniej polozone miasto jakie widzielismy. Bajka. Ocean, plaze, porosniete dzungla gory o dziwnych ksztaltach, zatoczki, wysepki. No i Jezus jest dosc maly i prawie go nie widac. Trzeba wejsc do wody na Copacabanie zeby zobaczyc figure. Zdjec jeszcze zadnych nie mamy, bo aparat lezy w pokoju :) Zrobimy wkrotce i wrzucimy. Dzis lezelismy pol dnia na plazy. Ilosc handlarzy, ktorzy sie tam kreca jest niesamowita. Chwili spokoju nie ma. Laza i truja non stop. Co jest spoko, to fale. Przeogromne i zalamuja sie tuz przy brzegu. Jedna nas zaskoczyla troche i reczniki, ksiazki i wszystko inne mamy mokre :)