HostelBookers

Thursday, June 14, 2007

Mendoza

GOOOOOOOOOOOOOOOLLL! Señoras, Señores y chicos! Wczoraj Boca pokonala Gremio w pierwszym finalowym meczu Copa Libertadors 3:0. Na Bombonerze byl oczywiscie Boski Diego! Pare dni temu inny argentynczyk, Messi, powtorzyl wyczyn Maradony z mundialu 1986 i strzelil bramke reka. Cala Argentyna byla dumna - mano de Dio :) Mecz ogladalismy na zmiane z Latin American Idol (na razie eliminacje sa w Mexico) no i prognoza pogody. To nota na Onecie podeslana przez Piotra Seulczyka http://wiadomosci.onet.pl/1553110,12,1,0,120,686,item.html. My ciagle mamy nadzieje, ze wyjedziemy stad jutro. Pogoda ma sie nieco poprawic i moze zostanie otworzony tunel (Tutaj aktualna prognoza, a tutaj informacja drogowa) Argentynczycy twierdza ze po ich stronie wszystko jest ok, a snieg lezy po stronie Chilijskiej. Co gorsza, od wczoraj nasze wiezienie stalo sie jeszcze bardziej uciazliwe, gdyz zaczelo padac. Leje bez przerwy od prawie 20 godzin i zeby dostac sie do kuchni musimy skakac przez kaluze glebokie po kostki. Deszcz to tutaj rzadkosc. W Mendozie jest srednio 280 bezchmurnych dni w roku, takze spotkal nas wyjatkowy zaszczyt. Mamy tez klopoty z przeniesienem naszego lotu z Santiago do Buenos Aires. Mamy leciec w niedziele, ale nie wiemy nawet czy sie dostaniemy do Santiago do tego czasu. Odwiedzilismy wiec biuro LAN Chile, ktorym mamy leciec. Tam nam powiedzieli ze niestety nie moga nam zmienic daty, bo nasz bilet zostal wystawiony przez australijskiego Qantasa. Zadzwonilismy do Qantasa, a tam mowia ze niestety to jest wlasciwie laczony lot British Airways i LAN, a tak wlasciwiej to umowa miedzy Anglikami i Chilijczykami wygasla, takze mozemy leciec tylko tym ktory mamy. Ostatnia deska ratunku to Global Village, firma w Londynie gdzie kupilismy bilety. Teraz pracuja nad tym by cos dla nas zrobic.
Dzis po raz pierwszy od wielu dni nie bedziemy jesc steka na kolacje. Mamy wyraznie objawy zatrucia czerwonym miesem i musimy zrobic sobie mala przerwe :) Ale oczywiscie i tak dzis idziemy do naszego ulubionego sklepu w Mendozie Carrefoura. Jest 5 minut od hostelu i spedzemy tam duzo czasu :) Nowych zdjec nie ma wiec troche staroci. Pierwsze zostalo zrobione w parku w Mendozie. Drugie to step Patagonski, nieco nieostre bo robione z autobusu w ruchu. Trzecie udowadnia ze sie juz zadomowilismy w Argentynie :) No i troche wspomnien z Australii: siesta w Brisbane; pan kangur i Bondi Beach w Sydney.

1 comment:

Anonymous said...

¡hola! wlasnie dzis wyjelam ze skrzynki kartke od was;) dzieki wielkie! zagladam tu prawie codziennie, ale przyznam, ze juz nie moge sie doczekac, kiedy was zobacze! obowiazkowe spotkanie na klonie!;) mam nadzieje, ze sie nie miniemy - za tydzien jade na URLOP! a co...!

calusy, ania