HostelBookers

Wednesday, June 06, 2007

Puerto Madryn i Peninsula Valdes

Dzis jest ten dzien, ktory najmniej lubimy. Rano trzeba opuscic pokoj, a wyjezdzamy kolo 21. Caly dzien szwedania i czekania. Na szczescie jest slonecznie i dosc cieplo, takze zrobilismy sobie dluuuugi spacer po plazy. Wieczorem wyjezdzamy z Patagonii i jutro okolo 17 powinnismy bys w San Rafael, jakies 3 godziny jazdy na poludnie od Mendozy, skad juz tylko rzut beretem przez najwyzsza czesc Andow do Santiago de Chile. Ten odcinek bedziemy chcieli pokonac w dzien zeby rzucic okiem na Aconcague. A teraz o tym co porabialismy od czasu wyjazdu z El Calafate. Podroz autobusem byla dluga i nudna, glownie z powodu dwoch przesiadek i godzinnego postoju. Zadnego filmu, krajobraz monotonny – jak okiem siegnac step, a droga leci prosto jak od linijki przez dziesiatki kilometrow. Poza tym drogi w Argentynie sa masakryczne i na pewno przydalby sie im doswiadczony inzynier z Polski :) Zreszta miejscowi jezdza jak szaleni. Przepisy nie obowiazuja zadne, i nawet jazda lewa strona szosy nie jest niczym nadzwyczajnym. To do czego jedynie przywiazuja wage na drodze, to pozdrawianie innych kierowcow, przechodniow, robotnikow kopiacych rowy, etc. Zwykle pozdrowienie reka jest rzadko wystarczajace, wiec czesto dochodzi mruganie swiatlami no i klakson :) W Puerto Madryn spedzilismy trzy mile dni. Hostel gorszy niz w El Calafate, ale za to tv w pokoju z kablem :) Na szczescie wiele kanalow nie jest dubingowanych i do filmow dodawane sa jedynie napisy po hiszpansku, takze moglismy sie zrelaksowac w koncu jak ludzie, a nie tylko ksiazki i ksiazki. Ale Puerto Madryn bedziemy pamietac z dwoch rzeczy; pierwsza to to, co jedlismy w restauracji. Pierwszy raz poszlismy sprobowac prawdziwego bife lomo robionego przez miejscowych fachowcow. Lomo to jak pisalismy najlepszy kawal krowy, filet, no i najdrozszy. Tutaj za kg w sklepie okolo 25zl. Byl to jeden z najlepszych posilkow jakie w zyciu jedlismy. Mieso rozplywalo sie doslownie w ustach. Do tego swiezy sosik z pieprzu i ziemniaki zapiekane w smietanie. Druga rzecz, to wycieczka na Polwysep Valdes i ogladanie wielorybow ze motorowki. Argentynczycy nie sa w ciemie bici i kaza sobie slono placic za swoje atrakcje, ale po wycieczce nie zaluje sie ani peso. Wieloryby byly metr od lodki, skaczac, machajac ogonem, mruczac i robiac fontanny. Dorosle zwierze wazy 40 ton, a niemowlak 4tony i dziennie wypija 200 litrow mleka. Slodki bobasek :) Widok wyskakujacego na pare metrow wzwyz olbrzyma jest niezapomniany. Po motorowce bylismy ogladac jeszcze lwy i slonie morskie. Zima nie jest ich tutaj wiele, takze troche bylismy zawiedzeni. Latem zamiast wielorybow mozna ogladac tez orki i setki tysiecy pingwinow. Kilka pingwinow widzielismy plywajacych kolo wielorybow. O tej porze roku nie wychodza na lad. Nowoscia byla dla nas ten potworek ,ktorego karmilismy bulka. Nazywa sie armadillo, lub jakos podobnie :) Na koniec gratulujemy naszym pilkarzom wyniku osiagnietego na ciezkim gruncie w Armenii!

2 comments:

Anonymous said...

super fotki z super zwierzakami
uwazajcie na siebie
piotr s

Anonymous said...

oj jakie sliczne zwierzaki !!! wyglada ze tam troche zimno,az trudno uwierzyc ze w Poludniowej Ameryce chlodniej niz w Iralndii, pomimo iz tam zima :)Pospieszcie sie to moze zdazycie jeszcze na ladna pogode tutaj ;) Ja za tydzien jade sie grzac z siostra do Chorwacji tak zeby mi starczylo do wrzesnia. Juz sie nie moge doczekac waszego przyjazdu!
Caluski
Kikster