HostelBookers

Thursday, March 22, 2007

Wyspa Fraser

No i jestesmy z powrotem z Fraser Island. Tym razem pogoda nas nie zawiodla i mielismy 3 dni slonca i super zabawy. Wygladalo to tak, ze zebrala sie grupa 10 osob i dostalismy samochod 4wd i zostalismy wyslani na najwieksza wyspe z piasku na swiecie. Mielismy ze soba spiwory, namioty, jedzenie, picie, kuchenki etc. Biwakowanie. Na wyspie nie ma drog wiec albo jezdzi sie po wydmach, ale glownie po plazy. Pierwsza noc spedzilismy w obozie Aborygenow, wszyscy faceci zostali pomalowani w plemienne wzory i tanczyli przy ognisku (Bartosz byl Sunshine - zdjecia za pare dni) spiewajac aborygenskie piesni. Kupa smiechu przy tym byla. Dziewczyny dostaly od Joe po muszli. Druga noc juz spokojniejsza pod namiotami. Sama wyspa to wypas po pachy. Sa tam krystalicznie czyste jeziora z ktorych mozna pic wode i oczywiscie wydmy. W morzu kapac sie nie mozna ze wzgledu na prad i rekiny, ale jest jedno miejsce gdzie mozna posnorkolwac i obejrzec rybki i wylowic muszle. Wreszcie widzielismy to z czego Australia slynie - pajaki wielkosci ziemniaka, jaszczury wielkosci psa, weze dlugie jak lasso, psy dingo i masa robactwa. Jestesmy w polowie zezarci przez muchy wielkosci skowronka. Ale bylo i tak warto. Towarzystwo mielismy ok, oprocz pary Dunczykow, ktorzy dzialali nam na nerwy. Aha i Olusia zostala szefowa kuchni i serwowala pyszne zarcie dla 10 ludzi. Obok kilka zaleglych zdjec z nurkowania na Whitsundays. Niestety nie wyszly slicznie bo byly dosc trudne warunki - deszcz i malo slonca. Jutro rano ruszamy do Brisbane i stamtad napiszemy wiecej i wrzucimy foty z Fraser Island.

1 comment:

Anonymous said...

Pozdro i czekamy na nastepne wiadomosci.
Kasia&Marcin&...