HostelBookers

Sunday, April 29, 2007

Po dwoch dniach nad rzeczka w Taupo pojechalismy do smierdzacej Rotorua. Juz pare kilometrow przed miastem zaczal dochodzic nas smrod z goracych zrodel i gejzerow. W ten dzien zepsula sie nam wreszcie pogoda i od tego dnia codziennie leje, dluzej lub krocej. Niezrazeni udalismy sie zazyc nieco kapieli i trafilismy na rewelacyjne polinezyjskie spa, podobno jedne z najlepszych na swiecie. Moczylismy sie tam jakies 3 godziny, az nam sie slabo zrobilo. Wyszlibysmy zapewne wiele wczesniej, gdyby nie przemile towarzystwo i rozrywka jakiej nam dostarczal Bryan, ktory pochodzi z Seulu, ale od 15 lat mieszka w NZ i jest chodzaca encykopedia. Opowiadal nam o Irenie Szewinskiej, Golocie, o tym ze Kwasniewski byl na finalowej walce jednego z zapasnikow na olimpiadzie, i o tym ze Walesa byl na pogrzebie Jelcyna, no i wiele wiele innych historii o Polsce. Duzo sie nauczylismy dzieki niemu! Z Rotorua uderzylismy na polwyspe Coramandel i po drodze stanelismy na plantacji kiwi. Tam wreszcie zazylismy krotkiej kapieli w oceanie, gdyz wypogodzilo sie na chwile jednego popoludnia. Rankiem, juz w deszczu, pojechalismy na Hot Water Beach. To takie miejsce gdzie spod piasku na plazy wyplywa ciepla woda. Bierze sie lopate (jezeli sie ma) i kopie dol, no i siedzi w cieplej wodzie i gapi na fale. No i dalej w trase w strone Auckland. Znalezlismy przedziwne miejsce na noclego blisko rezerwatu ptakow. Na plazy zamiast piasku tony muszli! Takze nasza kolekcja sie ciagle powieksza. Dzis juz minelismy Auckland i dojezdzamy powoli do konca polnocnej wyspy. Czas nas goni, bo juz w piatek oddajemy samochod. Nie bez radosci. Dla tych, ktorzy mysla ze kazdy campervan jest ok i ze marudzimy, zamieszczamy zdjecie wozu naszego sasiada z ostatniego noclegu. Nie jest to wcale wyjatkowa fura! Ze nie wspomnimy o starych samochodach jakie tu jezdza! Juz trzy razy wpadlismy w ciag samochodow uczestniczacych w rajdzie. Corvetty, stare chevy, fury jak z bajki, ale naklelismy sie na nich nieco, bo korek powstal olbrzymi. Kiwi maja obsesje sachochodowa!

Tuesday, April 24, 2007

Gdy po 3 tygodniach na pld wyspie i przeplynieciu ciesniny Cooka wjechalismy do Wellington, to mielismy wrazenie, ze jestesmy w innym panstwie. Po dziczy i pustkowiach zobaczylismy sklepy; stacje benzynowe co krok; zaczal sie nawet spory ruch na drogach, ktore mialy miejscami po dwa pasy ruchu w kazda strone! no i wreszcie sa Maorysi, ktorych na pld wyspie widzi sie rzadko. Tutaj stanowia powazny odsetek ludnosci. Poludnie w zamysle kolonizatorow mialo byc nowa, idealna Anglia no i miejscowych stamtad pogonili. My poruszamy sie caly czas na polnoc w strone Auckland i po dwoch nocach w Wellington dojechalismy w poblize parku narodowego Tongariro. Jego glowna atrakcja sa trzy czynne wulkany, z ktorych najwyzszy ma blisko 3tys m i jest najwyzsza gora polnocnej wyspy. Nie mielismy za bardzo szczescia by sie im dobrze przyjrzec, gdyz szczyty tona w chmurach. Moze dzis sie uda, bo juz druga noc spimy na darmowym polu w miejscowosci Taupo, nad najdluzsza rzeka NZ Waikato. Miejsce urocze, choc spartanskie i do ubkiacji trzeba jechac do miasta. Szczescie (i pieniadze) maja ci, ktorych kamperwany sa wyposazone w ubikacje. Kolejne co tutaj najwieksze to jezioro Taupo. Jest duze, ale to nie Sniardwy. Inaczej sie jednak na nie patrzy, gdy sie uswiadomy, ze to krater wielkiego wulkanu, ktorego wybuch gdzies w drugim wieku byl widoczny nawet w Europie i byl zapewne najwieksza erupcja w historii Ziemi. My tez po drodze widzielismy jak cos buchalo z jednej z okoicznych gorek. I nie byl to na pewno komin :) Jutro jedziemy do Rotorua na blotne kapiele. Mamy nadzieje, ze pogoda sie utrzyma. Jest okolo 16-19 stopni, w nocy czasem spada do 4. Przewaznie slonecznie, w kazdym razie nie pada. No i moze spotkamy pare znajomych Irlandczykow, na ktorych wpadlismy juz trzykrotnie. Oni takze po NZ leca do Chile, wiec jesli nie tu to spotkamy ich w Pld Ameryce. Dzis w Australii NZ jest wolny dzien - ANZAC Day, dla upamietnienia 11tys zolniezy z Antypodow, ktorych Churchill wyslal na smierc w 1915 pod Galipoli. Jak widac nie tylko Polacy swietuja porazki. Chaucito - to z naszych rozmowek

Saturday, April 21, 2007

Jestesmy w pierwszej stolicy w trakcie podrozy. Canbere i Pretorie ominelismy, ale Wellington sie nie dalo. Dzis caly dzien szwedalismy sie po miescie, ale wieksza czesc czasu spedzilismy w Te Papa Museum. To najwieksza atrakcja Wellington. Jest to generalnie muzeum o Nowej Zelandii, tylko bardzo nowoczesne, interaktywne etc. Bardzo nam sie podobalo. Wczorajszy rejs promomem przebiegl dosc gladko i nie bujalo bardzo, takze Ola nie cierpiala z powodu choroby morskiej. Prom chyba kiedys plywal po Baltyku - patrz zdjecie. Dzieki podrozy promem moglismy podziwiac Marlborough Sounds. Sounds to cos jak fiordy tylko ze stworzone nie przez lodowce, tylko rzeki. No i widzielismy w koncu delfina! Wlasnie mija polowa naszej calej podrozy. Na razie znosimy to meznie, choc zdazaja sie slabsze dni, gdy marzymy o fotelu, kapciach i TV. Powoli mamy dosc juz kamperwana i tesknimy za hostelem. Nie przypuszczalismy, ze to sie kiedys stanie!

Wednesday, April 18, 2007

Jestesmy w Nelson - 150 km od portu z ktorego w sobote wyplywamy na polnocna wyspe do Wellington. Miasto dosc duze jak na NZ i slynie ze slonecznych dni. Dzis stad jednak wyjezdzamy w kierunku Malborough Sounds, gdzie posiedzimy do soboty. Wczoraj spalismy na dziwnym polu, razem z komuna hipisow, ktorzy podrozuja w swoich kamperwanach z lat 50 pomalowanych w kwiaty i biegaja na bosaka etc. Wczoraj rano, za to poszlismy na nasze pierwsze w zyciu rybobranie. Pojechalismy do hodowli lososia, gdzie dostalismy wedki i caly sprzet i zostalismy wyrzuceni nad staw. Mielismy zlapac cos po 10 minutach, ale sterczelismy tam ponad pol godziny bez skutku :( ale nie bylismy az tak smutni, bo za to co sie wylowi sie placi i to calkiem sporo, bo 18 dolkow za kg. A za tyle to mamy 9 pysznych stekow!! Tak wiec na kolacje byla breja ryzowa z ketchupem. Szkoda ze nie mamy wedki na wlasnosc bo bysmy sobie lowili codziennie kolacje. Nie trzeba tu zadnej glupiej karty wedkarza, tylko sa dzienne limity w danym akwenie. Np 6 lososi czy 3 pstragi. No i ludzie stoja i lowia.

Sunday, April 15, 2007

"Hi. My name is Dave. That would be 40 bucks, Dear". Takimi slowami pozegnal nas prawcownik warsztatu Stewarta w Queenstown (13 w piatek), po naprawie urwanego przy parkowaniu wylotu sciekow :) Najedlismy sie troche strachu, ale okazalo sie ze usterka nie byla taka grozna na jaka wygladala poczatkowo - pol parkingu zalane rozowym plynem spod burakow. Na szczescie po godzinie bylismy znowu w trasie do Arrowtown - najladniejszego miasta w NZ jakie widzielismy. A kto wie czy nie najladniejszego w naszej podrozy. To stara osada poszukiwaczy zlota, ktora sie nie zmienila nic od ponad 150 lat. Miasteczko jak wyjete z westernu. Sami tez szukalismy zlota w pobliskiej rzece, ale nie wszystko zloto co sie swieci. Ale zloto tam chyba dalej jest, bo miejscowi takze wytrwale szukali. Dalej nasza podroz przebiegala na polnoc i kolejny nocleg byl nad jeziorem Hawae, gdzie udalo sie Bartusiowi wziac kapiel w zimnej wodzie. Kolejnego dnia bylismy juz na dwoch lodowcach - Fox i i Franz Josef (na czesc Cesarza). Zachodnie wybrzeze pld wyspy jest jeszcze bardziej dzikie niz reszta kraju. Nie bylo stacji benzynowej przez 150km, na szczescie bak pelny. Radio tez lapie sporadycznie, a telefon byl do luftu przez prawie 3 dni. Dzisiaj dojechalismy do Hokitika - pierwsze w miare duze miasteczko na zachodzie. Aha, calkiem mozliwe ze przekrecamy czesc nazw, ale trudno przychodzi nam zapamietanie tych maoryskich slowek, choc nam sie podobaja. No i jeszcze jestesmy dumni ze nie przejechalismy zadnego possuma ani krolika. Leza ich tu na drogach setki. Bardzo to przygnebiajacy widok. Raz widzielismy scene jak z filmu przyrodniczego gdy sokol porywal jedngo possuma z jezdni tuz przed naszymi kolami, ale nie utrzymal go i spadl tuz kolo samochodu. A NZ miala byc takim sielankowym miejscem!

Thursday, April 12, 2007

Piatek 13tego i jestesmy w Queenstown od wczoraj. W swiatowej stolicy przygody leje od rana i temperatura spadla do 5st. Moze padac snieg. Takze z bungy, raftingu nici. No i nasz portfel dzieki temu nieco odetchnie, bo chociaz NZ jest tansza niz Australia to za darmo umarlo. Po dwoch nocach na dziko dzis bedziemy spali na kampingu w Arrowtown, a co wazniejsze z naszym grzejnikiem, ktory kupilismy za 15 baksow. Juz sie nie mozemy doczekac cieplej nocy. Szkoda tylko ze mozemy z niego korzystac gdy jestesmy podpieci do pradu na kampingu, a nie mozna ciagnac energii z baterii.
W srode bylismy w Milford Sound w Fiordlandzie. Balismy sie ze deszcz uniemozliwi nam rejs po fiordzie, ale na szczescie sie rozpogodzilio i poplynelismy na 1.5 h rejs. Milford Sound to chyba jedno z najpiekniejszych miejsc na ziemi. Szczegolnie ladnie jest tam po deszczu, gdy gory zmieniaja sie w wodospady, sa tam ich tysiace. My mielismy szczescie widziec doline w trakcie deszczu, jak i w sloncu :) Jak na razie pogoda i tak chyba jest niezla i duzo widzielismy. Samo podrozowanie idzie bardzo gladko bo NZ jest stworzona dla turystow, szczegolnie tych w kapmerwanach, ktorych jest tutaj masa. Mowiac masa, znaczy ze jest ich naprawde duzo. Kamperwany stanowia powazny odsetek pojazdow na drogach. Trudno wyobrazic sobie co sie dzieje tu latem. Co ciekawe sa to ludzie w kazdym wieku, a szczegolnie duzo w emerytalnym. Zreszta w NZ mieszka raczej wiele osob starszych. Nie dziwi nas to wcale, bo to idealne miejsce na emeryture. Spokoj taki ze az czasem za spokojnie i sennie. W kazdej dziurze jest infromacja turystyczna z setkami darmowych map, a dojazd do informacje oznaczony juz przed wioska. W kazdej darmowe ubikacje etc. No i sklepy z pamiatkami. Niestety nie wszystkie na nasza kieszen :(

Sunday, April 08, 2007

Wielka sobote wloczylismy sie po Dunedin i ogladalismy mistrzostwa NZ w surfingu, a w dzien Wielkiej Nocy wyruszylismy na polwysep Otago - taka miejscowa atrakcja. Widzielismy tam wielkie, futrzaste foki i albatrosy. Niestety znowu nie spotkalismy pingwinow. Ale widzielismy je w RPA, wiec nie placzemy. Na koncu polwyspu spozylismy wielkanocne sniadanie. Bylo wszystko, nawet sledzie. No, zabraklo tylko chrzanu. Polwysep bardzo malowniczy - wysokie gory i morze z dwoch stron. Jest tam tez jedyny w Nowej Zelandii zamek, ale podarowalismy sobie te watpliwa atrakcje. Prosto z polwyspu skierowalismy sie na poludnie jadac trasa tuz przy plazy w poszukiwaniu miejsca na nocleg. Znalezlismy go jakies 20km od wybrzeza w glebi ladu. Zatrzymalismy sie na miejscu piknikowym, pare kilimetrow od malego miasteczka w dolinie otoczonej gorkami i lasem. Na szczescie byly tam ubikacje, ale nie bylo juz zasiegu w naszych telefonach. Dzicz i cisza az w uszach dzwoni. Dobre jest to w NZ ze mozna rozbijac sie prawie wszedzie. Byla to najcieplejsza noc dotychczas w NZ. Po raz pierwszy nie zmarzlismy na kosc. Dzis znowu bedziemy spac gdzies poza polami kampingowymi. Mamy nadzieje, ze starczy nam gazu w butli na ugotowanie kolacji.
Jak widac na zdjeciach NZ jest calkiem ladna :) Przypomina nam nieco Irlandie z ta roznica, ze Irlandia jest jak brzydsza siostra. Nie ma takich gor, rzek etc. No i tylu owiec! Praktycznie nie ma tu pol uprawnych, wszystko to pastwiska. W przeciwienistwie do Australii i prede wszystkim RPA sa tu bardzo ladne miasteczka, w ktorych sie czesto zatrzymujemy by zabrac mapy i kupic jakies drobiazgi.

Friday, April 06, 2007

Po dwoch miesiacach chodzenia wylacznie w japonkach, miejscowy klimat wydaje nam sie srogi ale sie powoli przyzwyczajamy i przygotowujemy na Chile. Noce sa naprawde chlodne, ale nie narzekamy :) Dzis jestesmy w Dunedin, juz druga noc. Miasto nas nie zachwyca dlatego siedzimy glownie na polu i spacerujemy po plazy. Noc ktora spedzilismy na dziko byla przyjemniejsza. Spalismy na klifie, tuz przy plazy i rano obudzil nas wschod slonca. Miasteczko sliczne, prosto jak z filmy Whale Rider - jezeli jeszcze nie widzieliscie to koniecznie trzeba!
Dzis zrobilismy swiateczne zakupy i pisanki gotowe na jutrzejsze sniadanie, ktore pewnie bedzie mialo miejsce na polwyspie Otago, pare kilimetrow stad, gdzies na plazy z pingwinami i fokami :) Postaramy sie wrzucic nowe foty gdy znajdziemy komputer gdzie mozna podlaczyc aparat. Teraz pytanie do wszystkich - jak ogrzac samochod w chlodna noc? Bez wlaczania silnika! Wzielismy sobie zestaw krzeselek biwakowych i stolik ale niestety nie pomyslelismy o grzejniku!Takze u nas swieta beda dosc chlodne. Wszystkim zyczymy cieplych i radosnych Swiat Wielkanocnych!!!!!! Choc NZ to nie jest kraj katolicki, Wielki Piatek jest tu dniem wolnym od pracy!

Wednesday, April 04, 2007

Noc w Akaroa spedzilismy na 4 gwiazdkowym polu namiotowym. Wieczor postanowilismy posiedziec przed samochodem i spogladac na zatoke. Wlozylismy kalesony, skarpety, rajtuzy, czapki, ale i tak zmarzlismy na kosc. Wczesniej zjedlismy pyszna kolacje, ktorej krolem byl rewlacyjny stek! Zaplacilismy za niego cztery dolki, co jest jakies 2 euro. Ceny miesa tutaj i w Australii sa bardzo zyciowe i najtansza dieta to mieso non-stop. A jakosc tego zarcia, szczegolnie w Nowej Zelandii, to bajka. Musimy jeszcze sprobowac baraniny, choc Ola jej niecierpi, ale Bartosz lubi. Ale i tak najlepszy deal z zarciem zrobilismy w Kapsztadzie gdy wpadlismy na promocje biltongow. Pani z promocji na chwile wyszla i zostawila nas z suszonym miesem ze strusia, owcy, swini, krowy etc. Jak wrocila to musiala sie zdziwic ze tak malo zostalo :)

Z Akaroa pojechalismy przez Christchurch w strone srodka Wyspy na nasz pierwszy noclego na dziko. Zatrzymalismy sie na parkingu, odpalilismy gaz, zjedlismy kolacje i poszlismy spac. Nie bylo tak strasznie i rano wystartowalismy juz o 8. Najpierw malownicze jezioro Tekapo a pozniej nasz kolejny noclego u podnozy Gory Cooka, ktora tonie w sniegu. Sniegu nie widzielsimy od marca zeszlego roku! Pogoda jest caly czas piekna. Slonce swieci i w dzien mozna sie troche opalic, ale noce sa mrozne (kolo 4 stopni). Tam spalismy na kampingu z widokiem na osniezone gory. Rano wyjechalismy w strone wybrzeza i teraz jestesmy w Oamaru, a zaraz idziemy ogladac kolonie pingwinow, a potem kolejna noc na dziko przy plazy. Wrzucilismy zdjecie mapki z nasza trasa, zeby bylo latwo sledzic. Fura spisuje sie bardzo dobrze i jestesmy zadowoleni. Dzieki za zyczenia. My swieta zapewne spedzimy w Dunedin.

Sunday, April 01, 2007

Dalej Nowa Zelandia



Oto pierwsze zdjecia z naszej podrozy po NZ. To nasz pierwszy postoj po drodze do Akaroa. W tle widac zatoke, nad ktora lezy miasteczko. Dzis rano odebralismy czteroletnia Toyote Hiace i wyruszylismy z Christchurch do Akaroa na polwyspie Banksa (80km). Samochod jest czysty i w sumie ok. Mamy lodowke, kuchenke, zestaw naczyn i garnkow, toster, czajnik, posciel, reczniki etc. Wszystko to co powinno byc. Obsluga na poziomie wiec jestesmy zadowoleni bo troche sie obawialismy co to bedzie. Aha, no i gratis dostalismy stolik z krzeslami i wino :) Samochod jest wysoki wiec mozna normalnie stac w srodku, nie tak jak na lodce na Mazurach :) Po odebraniu samochodu zrobilismy zakupy na pare dni, w tym troche na swieta. Mamy juz zajaca i jaja z czekolady oraz sledzie. Wyjechalismy za miasto i zaczela sie prawdziwa Nowa Zelandia z gorami, jeziorami i stadami baranow. Krajobrazy jak z bajki. Dzis spimy na polu dla samochodow kampingowych, ale juz wkrotce bedziemy sie zatrzymywac gdzies w dzikich miejscach :)